Nawet jeśli w szkole liczącej 100 uczniów ubędzie połowa z nich, to nie oznacza, że szkoła przestanie zatrudniać nauczycieli. W każdej klasie będą przecież uczniowie, których ktoś musi uczyć poszczególnych przedmiotów. Przemysław Czarnek nie dostrzega szansy, którą zauważono w wielu innych krajach, gdy spadek liczby uczniów umożliwił poprawę warunków nauki oraz warunków pracy nauczycieli.
Ze Sławomirem Broniarzem, prezesem Związku Nauczycielstwa Polskiego, rozmawia Piotr Skura
Miniony rok zakończył się pozytywnym akcentem – prezydenckim wetem do lex Czarnek 2.0. To było pewne zaskoczenie, ale przede wszystkim – dobra wiadomość dla uczniów i dla szkół. Wchodzimy w nowy rok – jak Pan sądzi, co on nam przyniesie i czym nas jeszcze zaskoczy minister Czarnek?
– Tego chyba nikt nie wie, może poza samym ministrem. Kiedy słucham szefa MEiN, to muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem stanu, w jakim znalazło się nasze państwo. Odchodzimy od standardów, odpowiedzialności i staczamy się w otchłań. W normalnym państwie minister edukacji nie wciela się w rolę rzecznika episkopatu. Minister Czarnek tymczasem przy każdej okazji rozwodzi się na temat upadku chrześcijaństwa, nihilizmu, jaki miał dotrzeć do Polski z Europy Zachodniej. A przecież pan Czarnek jest ministrem edukacji w kraju, w którym żyją obywatele o różnych światopoglądach.
Ostatnio minister zapowiedział, że wkrótce trzeba będzie zwolnić 100 tys. nauczycieli.
– Minister edukacji może rozważać różne scenariusze, jednak pamiętajmy, że ani nie zatrudnia, ani nie zwalnia nauczycieli. Minister nie jest pracodawcą nauczycieli w rozumieniu prawa pracy.
To jak traktować jego zapowiedzi?
– Oznajmił coś, co w przestrzeni publicznej nigdy dotychczas się nie pojawiało. Mówienie o konsekwencjach niżu demograficznego w postaci zwolnień jest – w moim przekonaniu – zasłoną dymną dla innego działania ministra edukacji. (…)
Nie mówiąc już o tym, że zwalnianie nauczycieli to nie jest najszczęśliwszy pomysł na zaradzenie bolączkom dotykającym polską oświatę.
– Nawet jeśli w szkole liczącej 100 uczniów ubędzie połowa z nich, to nie oznacza, że szkoła przestanie zatrudniać nauczycieli. W każdej klasie będą przecież uczniowie, których ktoś musi uczyć poszczególnych przedmiotów. Przemysław Czarnek nie dostrzega szansy, którą zauważono w wielu innych krajach, gdy spadek liczby uczniów umożliwił poprawę warunków nauki oraz warunków pracy nauczycieli.
Minister edukacji powinien wykorzystać konstytucyjne uprawnienia, by walczyć o zwiększenie nakładów na edukację, by pomóc organom prowadzącym w zmierzeniu się z kłopotami, także tymi wynikającymi z pogarszającej się demografii.
(…)
Przedstawiamy fragmenty wywiadu opublikowanego w GN nr 1-2 z 4-11 stycznia br.