Te ciągłe zmiany powodują, że cały czas jesteśmy w procesie reformy. To jakieś szaleństwo… Pandemia też się do tego dołożyła. Widzimy to po uczniach, których rekrutujemy. Najpierw uczniów ze stabilnych gimnazjów zastąpiły nastolatki z chwiejących się w posadach wygaszanych gimnazjów, w międzyczasie edukację zaczynali uczniowie ośmioklasowej podstawówki, potem dzieci, które miały za sobą liczne lockdowny. Zanim ten statek o nazwie „gimnazjum” zatonął, nauczyciele zaczęli szukać miejsca dla siebie. Wielu z nich straciliśmy a uczniowie tracili swoich mentorów
Z Ewą Łoś, dyrektor XXXI Liceum Ogólnokształcącego im. Ludwika Zamenhofa w Łodzi, rozmawia Katarzyna Piotrowiak
Od września będzie Pani mogła dokładać nauczycielom godzin ponadwymiarowych, żeby wypełnić wakaty, pod warunkiem że będą chcieli jeszcze więcej pracować. Czasowe zniesienie ograniczeń czasu pracy to eksperyment czy próba zamiecenia pod dywan problemów kadrowych?
– Od reformy pani Zalewskiej tkwimy w ciągłej zmianie i eksperymentach. Przygotowałam już projekt arkusza organizacji szkoły na przyszły rok, żeby zorientować się w możliwościach kadrowych. I dało mi to wiele do myślenia, bo z tabelek od razu „wyskoczył” istotny problem, którego się spodziewałam, a projekt arkusza tylko go potwierdził: że będę szukała kolejnych nauczycieli. Jedna osoba odchodzi na emeryturę. Poszukuję więc anglisty, jednak o wiele bardziej zaniepokoiła mnie potrzeba zatrudnienia nowego matematyka i pedagoga specjalnego. Na razie szukam, ale chyba z dobrym skutkiem…
Czyli są nauczyciele bez pracy?!
– Ależ skąd! Do przejścia do naszego liceum namówiłam nauczycielkę uczącą w innej szkole. Nie ma co ukrywać, że tak się dzieje. Jako dyrektor muszę patrzeć na potrzeby własnej szkoły. Być może mam nieco większe oczekiwania, bo nasze liceum uchodzi za szkołę specjalizującą się w kierunkach matematyczno-przyrodniczych a więc mam konkretne zobowiązania wobec uczniów i ich rodziców.
Chcę jednak zaznaczyć, że szukałam młodych nauczycieli do tej pracy i nie znalazłam żadnego chętnego. Nikt nie chce się zdecydować na rozpoczęcie kariery – czy raczej wzięcie wakatu – w szkole. Przy takich zarobkach o karierze chyba ciężko mówić.
Co w tej chwili oznacza pozyskanie nauczyciela z innej szkoły?
– Oznacza to, że jesteśmy umówione.
Jesteście umówione, że nauczycielka rzuci pracę w innej szkole?
– Tak. W przypadku języka angielskiego może być podobnie.
Jak zachęca się nauczyciela do zmiany dotychczasowego miejsca pracy?
– Decydujące okazało się to, że nasze liceum reprezentuje wysoki poziom nauczania, a sami kandydaci do naszej szkoły mają niemały potencjał, startują z większą liczbą punktów. Równorzędne, co zresztą podczas rozmowy zagwarantowałam, okazało się zapewnienie pracy na najbliższych kilka lat.
Czyli stabilizacja i perspektywy?
– Owszem. Nauczyciele są potwornie zmęczeni brakiem perspektyw i niemożnością planowania, a na horyzoncie niż demograficzny. Niekoniecznie musi to oznaczać stratę pracy przy tak rosnącej średniej wieku wśród nauczycieli, ale z punktu widzenia szkoły średniej mogę powiedzieć, że mamy jeszcze z sześć lat względnego spokoju, zanim coś się zmieni. Oczywiście wiele zależeć będzie również od przedmiotu, jakiego uczy nauczyciel.
Na ile to tzw. czasowe zniesienie ograniczeń czasu pracy (chodzi o tzw. ponadwymiarówki) przełoży się na sytuację szkół za kilka lat?
– Tego jeszcze nie wiemy, ale pensum to jeden z najważniejszych elementów zatrudnienia. Goły etat jest bardzo często równoznaczny z trudną sytuacją finansową nauczyciela, a przyznanie większej liczby godzin np. w wysokości 1,5 etatu nie jest przecież propozycją dla wszystkich. My musimy poznać nauczyciela i jego możliwości a więc nie jest to opcja dla nauczycieli z najkrótszym stażem. Nawet nauczycielka z wyższym stopniem awansu musi przepracować przynajmniej rok w mojej szkole, żeby mogła pracować ponad pensum. To jest zbyt duże obciążenie dla nauczyciela.
Ale są przecież szkoły, gdzie nauczyciele już dziś mają ponad 1,5 etatu.
– Ja zawsze starałam się w tej kwestii przestrzegać przepisów prawa oświatowego. Półtora etatu i ani jednej godziny więcej. Tak zaplanowałam dla ok. 30 proc. moich nauczycieli. Niestety od września sytuacja się zmieni, dlatego w ramach zapowiedzi zniesienia ograniczeń czasu pracy przez MEiN poprosiłam dwójkę nauczycieli, by zgodzili się na wzięcie dwóch godzin więcej. 29 zamiast 27. To naprawdę dużo. Zastanawiają się. Jeśli się zgodzą, to nie będę musiała szukać nauczycieli np. fizyki i języka hiszpańskiego. Oszczędzę też rozczarowań, kiedy pojawi się tzw. pusty rocznik i być może wtedy trzeba będzie najkrócej zatrudnionym dziękować za pracę.
Dlatego mając na względzie sytuację demograficzną, rozmawiałam z koleżankami dyrektorkami z pobliskich szkół podstawowych. Liczebność roczników będzie się zmniejszać. O tym wiemy. Mnie zależało jednak na czymś innym. Chciałam się dowiedzieć, jak daleko mogę cokolwiek planować.
Co wynika z tych rozmów?
– Moje plany mogą sięgać co najwyżej dwóch – trzech lat. Nie mieliśmy jeszcze takiej sytuacji. Niemożność planowania w dłuższej perspektywie oznacza brak stabilizacji w edukacji. Wiele teraz zależy od polityki MEiN, od tego, jaka ona będzie – czy ten sam minister będzie nadal stał na czele resortu, czy są planowane kolejne zmiany, a może jakaś kolejna reforma. My, nauczyciele, mamy takie poczucie, że zmiany są potrzebne, tylko, że my myślimy np. o potrzebie odchudzenia podstawy programowej, a nie o wdrażaniu kolejnych zupełnie nowych pomysłów, czasem oderwanych od rzeczywistości. Niestety nie mamy jasnego obrazu, jeśli chodzi o plany edukacyjne centrali.
Te plany centrali mogą jeszcze bardziej skomplikować sytuację?
– Te ciągłe zmiany powodują, że cały czas jesteśmy w procesie reformy. To jakieś szaleństwo… Pandemia też się do tego dołożyła. Widzimy to po uczniach, których rekrutujemy. Najpierw uczniów ze stabilnych gimnazjów zastąpiły nastolatki z chwiejących się w posadach wygaszanych gimnazjów, w międzyczasie edukację zaczynali uczniowie ośmioklasowej podstawówki, potem dzieci, które miały za sobą liczne lockdowny. Zanim ten statek o nazwie „gimnazjum” zatonął, nauczyciele zaczęli szukać miejsca dla siebie. Wielu z nich straciliśmy a uczniowie tracili swoich mentorów.
Rok temu zamykaliśmy edukację starą maturą, teraz domykamy pierwszy etap tzw. reformy w nowej formule maturalnej. Nowa matura będzie jakimś wyznacznikiem tej reformy. Bez wątpienia. Pytanie jakim?
(…)
GUS podaje, że w 2022 r. płace najwolniej rosły w edukacji. W górnictwie i transporcie – o ponad 20 proc., podczas gdy w edukacji tylko o 5,9 proc.
– Z pewnością to nikogo nie dziwi. Dodam tylko, że jeden z naszych nauczycieli, odrobinę bardziej zabiegany zawodowo, po informacji, że wypłaciliśmy tzw. podwyżkę z wyrównaniem od stycznia, mocno się zdziwił, bo sądził, że to było tylko za jeden miesiąc. To pokazuje, że za 200 zł brutto nie ma co liczyć na odbudowę kadr. Patrząc na sytuację nauczycieli mianowanych, których zarobki nie odbiegają praktycznie od tego, na co mogą liczyć nauczyciele początkujący, nie ma się co dziwić, że wielu młodych woli poszukać sobie zajęcia gdzie indziej. Na pytanie, ilu mamy młodych nauczycieli, odpowiem tak: większość mojej kadry to osoby 50 plus. 70 proc. to nauczyciele dyplomowani, 15 proc. to mianowani. Proporcje są zachwiane, bo mianowanie jakby przestało się liczyć.
Dlaczego tak się stało?
– Nie jestem w stanie sobie tego racjonalnie wyjaśnić. To jest deprecjonowanie tego stopnia awansu zawodowego. Trudno zrozumieć, dlaczego ranga nauczyciela mianowanego tak znacząco spadła, nie wiem, czemu to miałoby służyć. Biorąc pod uwagę średnią wieku nauczycieli, my, dyrektorzy szkół, mamy nadzieję, że nie będziemy tracić nauczycieli, mamy nadzieję, że nikt nie będzie chciał odchodzić z pracy przed osiągnięciem wieku emerytalnego. Będziemy starali się ich zatrzymywać.
Czy przy zapowiedziach dotyczących likwidacji Karty Nauczyciela same prośby wystarczą?
– Zniesienie Karty Nauczyciela zrodziłoby potężny problem. Jej likwidacja otworzyłaby ścieżkę do stopniowej prywatyzacji szkolnictwa i do nierówności w zatrudnianiu nauczycieli oraz kształceniu dzieci. Bo trudno uwierzyć w tej chwili, że mógłby ją zastąpić jakiś lepszy dokument.
Zbliżam się do emerytury i tak sobie myślę, że to, co zawsze było istotne w tym zawodzie, przy nieodłącznej przecież mizerii finansowej, to był pewien poziom stabilizacji. Jakże niezbędnej. Stabilna kadra to jest walor podstawowy procesu nauczania.
Karta jest ostatnim elementem, który stabilizuje ten proces?
– Tak jest, bo przecież chyba nikt nie wierzy, że pensje odczuwalnie by wzrosły. Nauczyciele i tak już dużo pracują. Są wyczerpani. Widzę, jak niechętnie przyjmują dodatkowe obowiązki, począwszy od zastępstw doraźnych czy prowadzenia kół zainteresowań. „Kolejne zastępstwo? Już nie dam rady” – mówią.
Dziękuję za rozmowę.
***
Przedstawiamy fragmenty wywiadu opublikowanego w GN nr 19 z 10 maja br. Całość w wydaniu drukowanym i elektronicznym – https://e.glos.pl