Zawsze w pełni podkreślam, że nauczyciele zarabiają za mało i że nasz autorytet powinien być podbudowywany niezależnie od tego, czy pracujemy w szkole publicznej, czy niepublicznej. Jesteśmy jedną grupą zawodową, jesteśmy nauczycielami, powinniśmy się wszyscy wspierać. Dla mnie to jest oczywiste.
Z Damianem Możdżonkiem, 26-letnim nauczycielem biologii, chemii, przyrody i matematyki w niepublicznej szkole podstawowej w Warszawie oraz tiktokerem, rozmawia Katarzyna Piotrowiak
W internecie jest mnóstwo materiałów, w których przedstawia się Pana jako jednego z najmłodszych w tym zawodzie. Obejrzałam m.in. filmik, gdzie opowiada Pan o swoich początkach w szkole, mówi, że studia nie przygotowują do tej pracy i kiedy zaczął Pan uczyć, to wszystko okazało się dość dużym zaskoczeniem. Jakie były początki w szkole?
– Zderzenie z rzeczywistością szkolną było bardzo dużym zaskoczeniem. Przekonałem się, że studia w małym stopniu przygotowują do tej pracy. Największym zdziwieniem była dla mnie liczba dokumentów, jakie trzeba wypełniać. Widziałem to na praktykach, ale nie zdawałem sobie sprawy, że aż tyle tego będzie, że będzie to zajmować tak wiele czasu.
Po drugie, nikt nas nie przygotował, jak reagować na trudne pytania na lekcji, jak sobie radzić, kiedy uczniowie są bardzo dociekliwi, jak rozmawiać z dziećmi o problemach związanych z dorastaniem. Teoria i praktyka to dwa różne bieguny.
Ile Pan ma lat?
– 26 lat. Pracę w szkole zacząłem trzy lata temu.
Życie szkolne nie jest zbyt monotonne dla tak młodego człowieka?
– Absolutnie nie. Nie mogę narzekać na nudę. Każda lekcja wygląda inaczej, a sama myśl, że jako nauczyciel muszę być gotowy na wszystko, dodatkowo mnie mobilizuje.
Podzielił się Pan z internautami informacją, że podczas poszukiwania dla siebie wakatu w szkole nie zdawał Pan sobie sprawy z zarobków, mimo że taką informację można znaleźć bez problemu.
– Pochodzę ze małej miejscowości, chodziłem do szkoły wiejskiej. Zawsze sądziłem, że to jest temat tabu, że w szkole panują takie same zwyczaje jak w np. biznesie, a o pieniądzach po prostu się nie mówi. Kiedy zacząłem pracować, zorientowałem się, jakie są różnice w wynagrodzeniach między szkołami publicznymi a niepublicznymi. Dość szybko zrozumiałem, że Warszawie ciężko byłoby wyżyć za pensję nauczyciela stażysty, a obecnie początkującego w szkole publicznej.
I dlatego Pan wybrał szkołę niepubliczną?
– To był jeden z głównych powodów. Człowiek chce żyć godnie. Możemy pracować dla idei i tak dalej, ale musimy być zabezpieczeni finansowo. Oprócz lepszych zarobków komfort pracy w szkole niepublicznej jest zdecydowanie lepszy, klasy są mniejsze, można poświęcić więcej czasu każdemu uczniowi, spojrzeć na jego problemy indywidualnie. Podoba mi się też to, że są u nas inne możliwości, jeśli chodzi o zajęcia dodatkowe. Mamy np. język hebrajski czy język migowy.
Kiedyś panowało przekonanie, że jest wyraźna granica między szkolnictwem publicznym a niepublicznym, że są to dwa światy, które niewiele łączy. Dziś widzimy, że wielu nauczycieli ze szkół niepublicznych włącza się w walkę o poprawę warunków w szkolnictwie publicznym.
– Tak jest! Zawsze w pełni podkreślam, że nauczyciele zarabiają za mało i że nasz autorytet powinien być podbudowywany niezależnie od tego, czy pracujemy w szkole publicznej, czy niepublicznej.
Jesteśmy jedną grupą zawodową, jesteśmy nauczycielami, powinniśmy się wszyscy wspierać. Dla mnie to jest oczywiste.
Pan również przeżywa te negatywne przekazy na temat nauczycieli, jakich było wiele w ostatnich latach?
– Naturalnie, że tak. Każdego zabolałyby słowa, że nauczyciele to są ci ludzie, którzy za mało pracują, mają za dużo wolnego i za dobrze zarabiają.
Nie rozumiem, dlaczego nikt nie chce nam policzyć czasu, jaki poświęcamy na przygotowania do lekcji, sprawdzianów, na kontakty z rodzicami, na to, ile pracy przynosimy codziennie do domu.
Czy po trzech latach przyzwyczaił się Pan do pracy w szkole?
– Przyzwyczaiłem się i patrząc na to wszystko szerzej, włączając w to swoją działalność w mediach społecznościowych, w których staram się popularyzować naukę, zrozumiałem, że to jest mój sposób na zarabianie pieniędzy. Już się w tym odnajduję. Kiedyś jak zadawano mi pytanie, czy chcę być nauczycielem do końca życia, to odpowiadałem niezbyt pewnie.
Teraz odpowiedziałbym, że tak, że ja już nie widzę siebie w innym miejscu niż w szkole. Patrząc na to, jak układają się moje relacje z uczniami i nauczycielami, jak odpowiada mi klimat szkoły, bardzo się cieszę, że jestem tu, gdzie jestem. Ta praca bardzo mnie odmładza…
(…)
Nie ma Pan wrażenia, że doba powinna być dłuższa?
– Często wracam ze szkoły późnym popołudniem, potem muszę przygotować się na kolejny dzień. Prezentacje, testy, dodatkowe pomoce, to wszystko zajmuje kilka godzin. Czasami tak się zaangażuję w przygotowanie sprawdzianu, że nie zauważam, kiedy dochodzi północ. Potem sobie myślę OK, za chwilę zaczyna się kolejny dzień. Mam dużo godzin dydaktycznych. Uczę matematyki, biologii, chemii i przyrody. Jestem jeszcze w trakcie studiów podyplomowych z wychowania do życia w rodzinie i edukacji dla bezpieczeństwa. Nie wiem, czy to dobrze, ale staram się być nauczycielem interdyscyplinarnym. To daje więcej możliwości.
Sytuacja w zawodzie nie sprzyja planowaniu przyszłości. Czy Pan jako nauczyciel szkoły niepublicznej wspiera środowisko nauczycielskie, czy woli stać z boku? Brałby Pan pod uwagę uczestnictwo w marszu lub proteście?
– Z tego, co widzę, bardzo wielu nauczycieli szkół niepublicznych bierze udział w protestach i głośno sprzeciwiają się temu, jak traktowani są nauczyciele w Polsce. Myślę, że nie mają tutaj żadnych oporów. Ja dotychczas nie brałem bezpośredniego udziału w protestach, ale wiem, że to, co dotyka nauczycieli szkół publicznych, rzutuje na sytuację nas wszystkich, na to, jak nas postrzega społeczeństwo.
Widzi Pan jedność w myśleniu o szkole?
– W moim odczuciu na pewno tak i nie ma znaczenia, w jakiej szkole pracujemy. Są jednak kwestie, które budzą kontrowersje, np. wynagrodzenia nauczycieli. Ten temat wywołuje duże poruszenie, o czym niejednokrotnie przekonałem się podczas dyskusji na forach społecznościowych. Kiedyś jeden z nauczycieli, z którym prowadziłem polemikę, zarzucił mi, że wszystko wyolbrzymiam, pisząc o słabych zarobkach nauczycieli w szkołach publicznych. Jego słowa odebrałem jako uderzającą niesprawiedliwość. Uważam, że należy bronić nauczycieli przed tego typu stwierdzeniami, trzeba pokazywać, jak jest naprawdę.
Reprezentuje Pan młode pokolenie nauczycieli, jest rozpoznawalny, obecny w social mediach. Ma Pan jakiś pomysł, jak odbudować prestiż w zawodzie?
– Staram się zmieniać myślenie o nauczycielach na TikToku. Pokazuję, że nauczyciel wcale nie musi być srogi, zasadniczy, niedostępny, że zna się na nowoczesnych technologiach. Myślę, że to odnosi jakiś skutek. Przy okazji mogę podbudowywać swój autorytet, nawiązując dobre relacje z uczniami, pomagać im w rozwiązywaniu problemów. Pokazać im, że wiem, o co chodzi, że nie jestem jakimś boomerem, że interesuję się tym, co robią. Mam wtedy szansę, że moje lekcje i to, co robię, potraktują jak wartość dodaną. Społeczeństwo nie zmieni pewnego toru myślenia o nas, jeśli nie przekonamy do siebie uczniów i rodziców.
Ten zawód może jeszcze „kręcić” młode pokolenia?
– Zawód przetrwa. Może będzie nas mniej, ale bez nas byłoby ciężko. Może będziemy mieli kiedyś szkoły w „chmurze”, a nauczyciele jako wielozadaniowa grupa zawodowa będą specjalizować się w kilku przedmiotach, ale to nie jest najważniejsze, bo liczy się to, że my nie znikniemy. To nie jest zawód bez przyszłości, jak niektórzy próbują nam to wmówić.
(…)
Dziękuję za rozmowę.
Przedstawiamy fragmenty wywiadu opublikowanego w GN nr 14-15 z 5-12 kwietnia br. Całość w wydaniu drukowanym i elektronicznym – https://e.glos.pl