ZNP nie wyklucza protestu nauczycieli na skalę, jaką cała Polska widziała podczas strajku w kwietniu 2019 r. Nowy rok szkolny jednak “rozpocznie się normalnie”. Związek oczekuje od premiera Mateusza Morawieckiego podjęcia rozmów w sprawie wynagrodzeń nauczycieli.
To reakcja na fiasko wtorkowych rozmów w ramach ministerialnego Zespołu ds. statusu zawodowego pracowników oświaty, podczas którego minister edukacji Przemysław Czarnek przedstawił projekt 9-procentowych podwyżek dla nauczycieli od 1 stycznia 2023 r.
ZNP wraz z Forum Związków Zawodowych domaga się już od dłuższego czasu wzrostu wynagrodzeń w wysokości co najmniej 20 proc. już od września br. Tylko taka podwyżka pozwoliłaby zrekompensować nauczycielom drożyznę – inflacja w lipcu br. wyniosła bowiem rekordowe 15,6 proc.
Prezydium Zarządu Głównego ZNP ogłosiło wczoraj wprowadzenie “pogotowia protestacyjnego”. Zapowiedziało też “ogólnopolską akcję informacyjną mającą na celu poinformowanie społeczeństwa o narastających problemach systemu edukacji”.
– Chcemy powiedzieć rodzicom, że edukacja nie jest tylko problemem ministra i nauczycieli oraz pracowników oświaty. Edukacja jest problemem, który dotyka prawie 4,5 mln uczniów oraz 2 mln rodziców. To najważniejsza dziedzina życia społecznego – podkreślił prezes ZNP.
– Chcemy o tym rozmawiać podczas spotkań z rodzicami, przygotować plakaty, informacje. Istotnym elementem stanie się oplakatowanie i oflagowanie szkół. Jeżeli nie zadbamy o edukację, to będziemy mieli do czynienia z narastającym kryzysem. Nas, jako państwa, nie stać na tanią edukację, nie możemy nie interesować się problemem, nie możemy tego zjawiska bagatelizować – dodał.
Zapewnił, że na tym etapie “nie ma mowy, żebyśmy nie przystępowali do pracy”. Jednocześnie nie wykluczył możliwości “radykalnego protestu”. – Nie jest to jednak ten moment, ponieważ ustawodawca w ramach ustawy o rozwiązywaniu sporów zbiorowych sprawił, że przygotowanie akcji strajkowej na wzór tej, z którą mieliśmy do czynienia w 2019 r., wymaga prawie 3 miesięcy – wyjaśnił Sławomir Broniarz. Rząd pracuje obecnie nad nowelizacją ustawy o rozwiązywaniu sporów zbiorowy, która najprawdopodobniej utrudni organizację protestów i strajków.
– Mogę uspokoić rodziców: 1 września rozpocznie się normalnie – stwierdził prezes Związku.
ZNP chce o podwyżkach w oświacie rozmawiać z premierem Mateuszem Morawieckim, ponieważ dostrzega “problem wiarygodności po stronie pana ministra Czarnka”. Przykładem są niektóre wypowiedzi szefa MEiN. – Pan minister mówi, że była propozycja 36-procentowego wzrostu wynagrodzeń. Sprawdziliśmy w naszych dokumentach – taka propozycja się nie pojawiła – tłumaczył prezes Związku.
Czarnek nie jest zresztą jedyny. Jego zastępca – Dariusz Piontkowski – ogłosił wczoraj, że nauczyciel dyplomowany z 10-letnim stażem zarabia… 6800-6900 zł na rękę. – Nauczyciel w stopniu nauczyciela dyplomowanego, czy najwyższym w awansie zawodowym, jego wynagrodzenie średnie z wszystkimi dodatkami to przeciętnie 6800-6900 zł “na rękę”. Jeśli ma nadgodziny, jego wynagrodzenie może być wyższe – oświadczył wiceszef MEiN. Dodał, że nauczyciel rozpoczynający pracę w szkole może liczyć na ok. 4000 zł.
– Rozumiem, że minister Piontkowski jest historykiem i może mieć problemy z rozróżnieniem kwoty brutto od netto. Ale taka konfabulacja nie przystoi wiceministrowi i nauczycielowi. Nauczyciel rozpoczynający pracę w szkole, magister po uniwersytecie, dostaje brutto 3400 zł. Po odjęciu podatku zostaje mu poniżej 3000 zł. Mówienie, że ten nauczyciel ma jakiekolwiek dodatki, jest nieprawdą. Osoba, która 1 września wejdzie do szkoły, otrzyma jedynie pensję zasadniczą – przypomniał Sławomir Broniarz. Dodał, że wynagrodzenie zasadnicze nauczyciela dyplomowanego wynosi ok. 4200 zł brutto plus ok. 20 proc. dodatku stażowego. – To często jedyne pieniądze, które otrzymuje – podsumował Sławomir Broniarz.
Dlatego ZNP domaga się podwyżki w wysokości 20 proc. od września br. Propozycje MEiN oznaczają bowiem, że wynagrodzenie nauczyciela wchodzącego do zawodu wzrośnie zaledwie o ok. 300 zł, a dyplomowanego – o 380 zł brutto od 1 stycznia 2023 r.
– Nie akceptujemy tego. Jeżeli nie poprawimy sposobu finansowania edukacji, nie zwiększymy subwencji, nie pomożemy samorządom, nie zwiększymy wynagrodzeń nauczycieli, to czeka nas zapaść nie tylko ekonomiczna, ale także wiekowa. Średnia wieku nauczycieli to 45-48 lat. Brakuje jednego pokolenia nauczycieli. Podobna sytuacja utrzymuje się zresztą także w szkolnictwie wyższym – zauważył prezes ZNP.
Według danych z 15 kuratorium na 16 sierpnia br. brakuje 18,5 tys. nauczycieli. – Z piętnastu kuratoriów, ponieważ kuratorium w Łodzi poprosiło o nieprzesyłanie danych, gdyż zapchała im się strona internetowa. 18,5 tys. brakujących nauczycieli to poważny problem. Nawet jeżeli w szkole brakuje jednego nauczyciela, to oznacza, że grupa 60-80 uczniów nie będzie miała zajęć z tym nauczycielem, który powinien danego przedmiotu uczyć. Pan minister bagatelizuje problem, ale problem ten dotknie uczniów. Jeżeli to będzie np. nauczyciel matematyki, którego wakatu dyrektor nie jest w stanie obsadzić, to będzie musiał “posłużyć” się nauczycielem chemii, fizyki czy innym. To nie gwarantuje jakości nauczania – przypomniał.
(PS, GN)