08 listopada, 2016

List otwarty psychologa szkolnego do minister Zalewskiej

 Szanowna Pani Minister!

Od kilku miesięcy przez kraj przetacza się pomruk niedowierzania, zdumienia i oburzenia przybierający na sile, im bardziej plany reform oświatowych obejmujących likwidację gimnazjów zdają się stawać realnymi. Słyszę w dyskusjach argumenty wskazujące bezsens niszczenia dorobku i innowacji z kilkunastu lat, ryzyko zwolnień i bezrobocia nauczycieli, przepełnienie szkół podstawowych, nieprzygotowane podstawy programowe i podręczniki, konieczność zwrotów środków unijnych na nowo wybudowane, wyremontowane i wyposażone gimnazja, brak zaplecza technicznego szkół podstawowych, koszty samorządowe.

Jednak jako psycholog od 20 lat związana z oświatą zadaję sobie i Pani Minister
pytania o motywy tej zmiany i przyświecające jej cele? Czy na pewno dobro dzieci jest
priorytetem i czy zostało w niej ono uczciwie i rzetelnie przemyślane?

Pierwsze z moich pytań dotyczy tego, jakie jest uzasadnienie dla kumulowania dzieci i
młodzieży w absolutnie odmiennych okresach rozwojowych w jednej placówce edukacyjno-
wychowawczej? Czy tylko ja dostrzegam jak bardzo zmieniły się dzieci, rodzice i ich
problemy? Obserwuję każdego roku maluchy kilkuletnie – płaczące w szkole z powodu
burzy, siusiające po nogach, bo nie zdążyły do toalety. Siusiające też ze złości czy chwilowej
frustracji. Widzę dzieci z przedłużającymi się problemami separacyjnymi – krzyczące,
kopiące i gryzące swoich szkolnych opiekunów. Co roku obserwuję rozpiętość na starcie
potencjału maluchów – pierwszoklasistów płynnie czytających i takich, którzy nie
przegłoskują własnego imienia. Obejmujemy opieką dzieci z głębokimi zaburzeniami
komunikacji. Otaczamy wsparciem rodziców w silnym lęku o bezpieczeństwo swoich
pociech, odprowadzających i odnoszących tornistry pod drzwi klasy, zrozpaczonych przy
każdej niedogodności społecznej na którą 6- czy 7-letnie maleństwo jest narażone. Bo
rówieśnicy biegają, popychają, szturchają, krzyczą czy brzydko do siebie mówią.

Psycholog, zanim podejmie interwencję czy otoczy opieką, musi ocenić – czyj lęk jest
większy – dziecka czy rodzica? Kto z nich w sytuacji szkolnej potrzebuje wsparcia, rozmowy,
kontaktu i oswojenia z rzeczywistością?

Teraz planuje się połączyć 5-,6-,7-latki z 13-,14-,15- latkami w jednym środowisku
szkolnym. Ale ci najstarsi to już nie są takie większe dzieci jak pamiętamy te sprzed 17 lat. Z
dyskretną kredką pod okiem, czasem ekstrawaganckim kolczykiem czy pierwszym
papierosem wypalonym za boiskiem szkolnym. To już zupełnie nowa grupa młodych ludzi.
Teraz to dojrzewające kobiety, młodzi mężczyźni po mutacji, z pierwszym zarostem.

I problemy zupełnie nowe. To już inne wyzwania niż maluchy z problemami z pisaniem i
czytaniem, koncentracją czy nadpobudliwością. Praca z nastolatkami to nie tulenie w czasie
burzy. To coś innego niż bieganie po korytarzach gdy wzburzony malec ucieka, bo w swojej
złości rzucił ławką czym przestraszył nauczyciela, kolegów a przede wszystkim – siebie. Ci
gimnazjalni koledzy z wyższego piętra wnoszą inne wyzwania.

I ja jako psycholog będę musiała rozstrzygnąć, czy w pierwszej kolejności zaopiekować się
maluchem i jego przejętą mamą, czy może 14-latką która słabnie w oczach i kwalifikuje się

na gastroenterologię z powodu wycieńczenia, bo przez urojoną nadwagę wtłoczyła się w
spiralę zaburzeń odżywiania.

Ten sam psycholog będzie oceniał, czy nastolatka szantażuje dorosłych w swej niedojrzałej,
rozpaczliwej próbie kontrolowania otoczenia groźbą samobójstwa, czy może to faktyczny
przejaw depresji, desperackie wołanie o pomoc albo skrajna reakcja na rozgrywający się
dramat rówieśniczy czy rodzinny.

Będziemy już w szkole podstawowej przyglądać się, czy to, co młodzi umieszczają na forach
społecznościowych, to pierwsze nieodpowiedzialne próby demonstrowania kształtującej się
tożsamości, czy może wymagający pomocy alarm, że w obszarach budzącej się seksualności
rozwojowej wkroczyli na ryzykowną orbitę. Bo może należy już alarmować rodziców, sąd
rodzinny czy prokuraturę – bo ujawnione w sieci zdjęcia i fakty świadczą o tym, że ze starszą
koleżanką ze szkoły ktoś podejmuje kontakty seksualne, co dla młodej psychiki nie tylko jest
ryzykowne ale i w świetle prawa karalne. A wiek inicjacji seksualnej przez siedemnaście lat
znacząco się obniżył. Przed laty siedmio- i ósmoklasistki nie były poprzez Internet tak
narażone na wykorzystanie, nękanie i szantaż często z seksualnym tłem.

Taka wydłużona szkoła podstawowa postawi pedagogów przed dylematem – co powinno być
priorytetem w działaniach: czy skupić się na profilaktyce niepowodzeń szkolnych mogących
prowadzić do zaburzeń zachowania i emocji, czy może gasić pożary w obliczu ryzyka utraty
zdrowia i życia. Ten pierwszy młodzieńczy papieros czy pierwszy kieliszek może być drogą
do łamania kolejnych tabu społecznych, którymi są poważne używki i narkotyki.

Podstawówka w sferze profilaktyki to był czas budowania posagu dla dzieci, z którego mieli
korzystać przez kolejne lata, zasobów, wspierania rozwoju społecznego i emocjonalnego.
Gimnazjum to czas nauki właściwych wyborów i umiejętności oceny ryzyka, wsparcia w
poszukiwaniu celów w życiu i kompetencji osobistych, które uchronią przed pokusą i
zagrożeniem, które jest dużo bardziej złożone i przystępne niż przed kilkunastoma laty.

Czy rodzice ufają, że jedna ministerialna decyzja wyposaży szkoły w kompetencje i programy
wspierające rozwój dzieci na tak różnych etapach rozwojowych? Media narobiły wiele
szkody, kreując gimnazja na siedliska zepsucia i agresji. Jednak rzetelne badania oświatowe
dawno obaliły te mity. Agresji fizycznej i słownej najwięcej jest w szkołach podstawowych.
Tam właśnie dorośli nieustannie wyciszają konflikty i agresję wśród rówieśników i mozolne
wdrażają dzieci do kontroli własnej impulsywności, przewidywania skutków działań, radzenia
sobie z konfliktami i frustracjami. Czy rodzice ufają, że w takim kotle emocji i działań
wszystkie dzieci dostaną wystarczająco dużo wnikliwej uwagi na miarę swoich potrzeb?

W praktyce szkolnej pracuję też z dziećmi trudno adoptującymi się w środowisku
szkolnym, które z powodu nieprzystosowania zyskują przykrą łatkę i pozycję, z którą
chciałyby się rozwojowo pożegnać. Czas przejścia do gimnazjum stwarzał ku temu szansę.
Czysta karta, nowa rola, nowe wejście w grupę. Często z powodzeniem. Co mam powiedzieć
tym podopiecznym? Jakie światełko w tunelu szkolnej codzienności pokazać, skoro nie ma
nadziei na zmianę środowiska i rozpoczęcie edukacyjnej historii na nowo? W dużym mieście
zawsze uczeń może zmienić szkolę. Ale co ma zrobić uczeń ze wsi czy małego miasteczka?

A co powinnam powiedzieć tym zdolnym dzieciakom, które ostatnie lata dyscyplinują
się, by osiągnąć wyniki otwierające drogę do wymarzonego gimnazjum sportowego,
plastycznego, językowego? Jak wytłumaczyć, dlaczego teraz dorośli z nich tak zakpili? I
zaprzeczyli ich dorosłości, pozostawiając w szkole podstawowej? A jak się ta zmiana ma do
ministerialnego wymogu indywidualizowania podejścia do możliwości psychofizycznych
ucznia? Ten 12. i 13. rok życia był szansą, by w profilowanych klasach gimnazjalnych
uwzględnić pasje ale też predyspozycje i możliwości młodych ludzi. Aby humaniści mogli
podążać ze swoimi talentami językowymi, literackimi, artyści spełniać się przez sztukę, inni
realizować się w klasach matematycznych, informatycznych, a jeszcze inni – w sportowych. I
to działało. Wiem o tym od naszych absolwentów, obserwowałam to także na przykładzie
swoich własnych dzieci. Czy teraz skończy się edukacja językowa? Reforma zamyka okres
pozwalający na przygodę z 8 godzinami języka obcego, native speakerami, wymianami
międzynarodowymi?

Praktyka psychologa szkolnego wykracza daleko poza pracę z uczniem. Codzienność
zmusza do wsparcia i współpracy z rodzicami oraz z nauczycielami. Już teraz intensywnie
myślę o tym, jak inaczej będzie wyglądała rola nauczyciela młodszych i starszych uczniów. I
jak ciężko może być wypracować optymalny model postępowania wychowawczego. W jakim
duchu wychowawczym powinnam edukować nauczycieli? Gdzie znaleźć z nimi granicę
między tym, czego potrzebują maluchy, a – czego uczniowie najstarsi?

Dla dzieci trudno wypracować jednoznaczny algorytm postępowania. Ci najmłodsi
potrzebują przede wszystkim bezpieczeństwa. Nauczycielka (zazwyczaj) zastępuje mamę.
Troszczy się, uczy, prowadzi niejako za rękę. I tak jak mama, wie kiedy tej ręki nie puścić.
Czasem w prowadzeniu grupy warto zadziałać dyrektywnie. Czasem pokazać, że jest się tym
większym, silniejszym. I mądrym – tak jak mama. Tylko przy dużym i mądrym dorosłym taki
maluch czuje się bezpiecznie.

Nastolatek już chce być daleko od mamy. Nastolatek bardziej niż bezpieczeństwa
potrzebuje… szacunku. I uwagi. I wolności. W tym także – tej trudnej wolności do błędu, do
pomyłki. Dlatego domaga się dialogu. Chce w szkole demokracji. Negocjacji. Nie przyjmuje
bezkrytycznie poleceń, zaleceń i wymagań. Ale przy swojej niedojrzałości potrzebuje też
chroniących go granic i norm. Wdrażanych bardzo dyskretnie, najlepiej tak, by pozostawić w
poczuciu, że sam je współtworzył. Na przymus nasz nastolatek będzie reagował oporem.
Trzeba dużego doświadczenia, by wiedzieć jak przeprowadzić młodzież przez ten wrażliwy
okres. I taka granica między dzieckiem a nastolatkiem jest bardzo płynna, tak jak elastyczna
musi być forma komunikacji i relacja między nauczycielem a dzieckiem w różnej fazie
rozwojowej. Myślę, że trafnie odczytywali te niuanse nauczyciele szkoły podstawowej i
gimnazjum. Teraz natomiast wiele roczników stanie się naturalnym poligonem do nauki
bezkonfliktowej i budującej pozytywną relację komunikacji między nauczycielami i
uczniami. Czy taki cel chciała osiągnąć Pani Minister?

Jestem psychologiem w szkole, ale jestem też matką trojki dzieci. Obecnie 21-,17- i
11-letnich. Starsze przeszły przez gimnazjum, otarły się o sytuacje i doświadczenia inne niż
oferowała szkoła podstawowa. I nie żałują etapów w swojej edukacji.

Ale teraz pytam Panią Minister o warunki kształcenia najmłodszej córki. Tej, która
rozpoczęła naukę w klasie pierwszej jako 6-latka. Czy jeśli w swojej matczynej trosce chcę
dla niej dalszej edukacji zgodnie z predyspozycjami – czy będę mogła jej to zaoferować? Jak
wytłumaczyć córce, że nie spełnią się jej marzenia o dwujęzycznym hiszpańskim gimnazjum,
wymianach zagranicznych i lekcjach z Hiszpanami? Jakie znaleźć argumenty, by nie
podcinać już teraz dziecku skrzydeł? A jakie Pani Minister ma propozycje dla mnie jako
matki, gdy chcę ochronić swoje dziecko przed zatłoczoną, wielozmianową edukacją w
liceum? Córka jako 14-latka trafi do klasy, w której spotkają się 3 roczniki. 14- i 15-latki po 8
klasie podstawówki (gdyż równolegle 6- i 7-latki rozpoczynały klasę pierwszą) oraz 15- i 16-
latki po 3 gimnazjum. Będą się uczyć według tego samego programu? Czy różnych? Zarówno
rodzice jak i nauczyciele powinni już a tym etapie znać odpowiedź na to pytanie.

Z obliczeń wynika, że spotkają się dzieci w klasie pierwszej liceum i będą się uczyć 4
lata w podwójnie licznym roczniku, w kilkuzmianowej szkole. A może Pani Minister widzi
jakąś alternatywę i zechce coś podpowiedzieć rodzicom?

Mnie jako rodzica ma prawo interesować, jakie będą kryteria przyjęć do liceum i do
poszczególnych klas. Rejonizacja? Egzaminy do liceum? Takie same dla absolwentów
gimnazjum, jak i dla młodszych absolwentów podstawówki? Czy może testy gimnazjalne
wraz z testami po klasie ósmej (wszak ministerstwo dopiero co chlubiło się likwidacją
sprawdzianu po 6 klasie).

Każda matka chce stworzyć warunki, by dzieci realizowały swoje marzenia. Ale może
dla dzieci bezpieczniej nie mieć marzeń o ciekawych studiach, atrakcyjnym zawodzie, gdy do
konkursu o każde miejsce na uczelnię stanie 2 razy więcej kandydatów. Każdy o różnym
stopniu dojrzałości. Bowiem będą to młodzi 18-, 19- i 20-latkowie. Dlaczego? Ponieważ od
kilku lat na każdym poziomie edukacyjnym równolegle rozpoczynały kształcenie 6- i 7-latki.
Naukę w klasie 6 kończyły zatem 12- i 13-latki. Gimnazjum kończyły 15- i 16-latki. Więc
spotkający się absolwenci klas 8. i 3. gimnazjum stworzą grupę 14-, 15- i 16-latków. Co po 4
latach licealnej nauki pozwoli przystąpić do matury równocześnie 18-, 19- i 20-latkom.

Każdy, kto uczył lub wychowywał młodego człowieka wie, że dojrzałość 18- i 20-
latka jest zupełnie inna. Inna zdolność do przewidywania i planowania przyszłości, stawiania
i formułowania celów. Różna refleksja o własnych predyspozycjach i zamiarach życiowych.
A to warunkuje zdolność do pracy, wytrwałości, koncentracji na zadaniach. Czy równoczesna
matura 18-, 19-, 20-latkow to świadomy i celowy zabieg Pani Minister? Czy może
przeoczony niuans w tak zaprojektowanej reformie? Pewnych niuansów doradcy ministerialni
również nie przewidzieli. Przygotowując dobrą zmianę w oświacie Pani Minister nie
przewidziała, co zrobić z uczniami klas I gimnazjum z roku 2016/2017, którzy nie uzyskają
na rok 2017/2018 promocji do klasy II. Jak mają powtórzyć i utrwalić materiał klasy I jeżeli
w kolejnym roku nie będzie już takiej klasy? Ktoś ich przekieruje do klasy VII szkoły
podstawowej? Wielu rodziców i absolwentów o to pyta – my jednak nie znamy odpowiedzi.

Przykro mi, że na takich ministerialnych przeoczeniach może zrodzić się porażka
niejednego, wrażliwego 18-latka, z którą będzie on sam szedł przez życie. Pani Minister
raczej nie zapowiada działań wspierających dla młodych absolwentów liceum, zagubionych
w rzeczywistości trzyrocznikowej, improwizowanej w programach nauczania, przepełnionej
demograficznie edukacji. Wygaszanie gimnazjów i wydłużanie podstawówek w każdym
kolejnym roku będzie prowadziło do tego samego chaosu demograficznego i rozwojowego.
Może programy nauczania dla rożnych absolwentów będą bardziej przemyślane, ale pozostałe
problemy mogą na stałe zdeterminować losy tych pechowych 3 roczników, którym w
pierwszym roku przypadnie rola testowania dobrej zmiany edukacyjnej.

Proszę o rozwagę, aby cele polityczne i ambicjonalne nie zdominowały kobiecej i
nauczycielskiej troski o dobro dzieci.

Drodzy Rodzice, bądźcie uważni zanim poprzecie nową reformę. Tamte 8-klasowe
szkoły to już miniony świat. Świat się zmienił i dzieci się zmieniły. Dojrzały i usamodzielniły
się w porównaniu do minionych absolwentów 8 klas. Nowy świat niesie nowe wymagania,
nowe szanse, ale też – nowe ryzyko dla naszych dzieci, zwłaszcza gdy o ich losie zadecydują
dorośli bez należytej rozwagi, wyobraźni i… doświadczenia.

Agnieszka Magacz-Rusinek, psycholog w szkole podstawowej, Poznań

Łączna liczba wyświetleń