18 maja, 2023

Małgorzata Krysiak: Zostali już tylko pasjonaci. Edukacja stała się kartą przetargową w rękach polityków

Pozyskiwanie dodatkowych kwalifikacji przez nauczycieli pasjonatów jest obecnie jedynym sposobem na wypełnienie luk kadrowych, w ten sposób pozyskuję m.in. trzech nauczycieli współorganizujących kształcenie. W szkole zostali już tylko pasjonaci. Z ich pomocą uzupełniam braki w edukacji dla bezpieczeństwa, wiedzy o społeczeństwie, fizyce, chemii

Z Małgorzatą Krysiak, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 1 w Kowarach, rozmawia Katarzyna Piotrowiak

Badania społeczne potwierdzają, że polscy nauczyciele są bardzo zaangażowani w pracę, są to osoby wręcz „pochłonięte swoim zajęciem zawodowym”. „Jednocześnie ich zasoby słabną – towarzyszą im negatywne emocje, wyczerpanie, niskie poczucie skuteczności i wysokie poczucie braku sensu w pracy” – czytamy we wnioskach z jednego z ogólnopolskich badań dobrostanu zawodowego nauczycieli*. Sytuacja ciągle się pogarsza?

– Taka trudna sytuacja w naszym zawodzie jest już od paru lat. Widzę ludzi, którzy szybciej niż kiedyś wypalają się zawodowo. Po 38 latach pracy w szkole i 22 latach na stanowisku dyrektora obserwuję, jak zmienia się sytuacja moich koleżanek i kolegów, którzy już nawet nie biorą urlopu dla poratowania zdrowia, tylko przechodzą na świadczenie kompensacyjne z tych właśnie powodów. Nie mają już siły ani żadnych narzędzi do tego, żeby tworzyć rzeczywistość szkolną, ponieważ nikt nam od pewnego czasu takich narzędzi nie daje. Niemałą rolę odgrywają tutaj rodzice, którzy mają ogromny wpływ na sytuację nauczycieli, zarówno pozytywny, jak i negatywny – kiedy mamy do czynienia z roszczeniowymi rodzicami.

Ale są rodzice, na których szkoła może liczyć?

– Tak, są tacy, którzy nas wspomagają i wspierają, natomiast gros rodziców nie angażuje się w nic i ma pretensje oraz oczekiwania, których nie można spełnić, co też przekłada się na współpracę z dziećmi. Rodzice dużo rozmawiają w domu na temat szkoły, zazwyczaj w obecności dzieci, a to przekłada się na postawę ucznia.

To jest bardzo niebezpieczne dla jego rozwoju, bo kiedy dziecko dostaje sprzeczne sygnały, zaczyna tracić zaufanie do szkoły, przestaje czuć się w niej bezpiecznie.

Czy system daje dyrektorowi jakiekolwiek narzędzia, żeby mógł wesprzeć nauczycieli, żeby miał jak o nich powalczyć, zatrzymać ich w szkole, szczególnie teraz, kiedy są takie braki kadrowe?

– Jestem na etapie opracowywania arkusza organizacyjnego, więc z wakatami na przyszły rok szkolny jestem na bieżąco. A czy mam jakieś narzędzia, żeby zatrzymać nauczycieli? Jedynym narzędziem mogłyby być pieniądze. Nie jest tajemnicą, jakie są wynagrodzenia w edukacji, każdy może sobie zajrzeć do rozporządzenia ministra edukacji i sprawdzić, jak zarabiamy.

Młody nauczyciel to jest człowiek biedny. Ma bardzo niskie uposażenie zasadnicze, dodatków nie dostaje, a motywacyjny w małych gminach, takich jak nasza, jest niewysoki, rzędu 120-130 zł miesięcznie. Nawet wszystko łącznie jest śmiesznie niskie.

Zmiana w tabeli wynagrodzeń na pewno przyciągnęłaby ludzi do tego zawodu i może zatrzymała na dłużej. U nas jest jeszcze o tyle dobra sytuacja, że pani burmistrz wyraziła zgodę na finansowanie nauczycielom doskonalenia zawodowego. Mogę ich kierować na studia podyplomowe i sfinansować zdobycie dodatkowych kwalifikacji, tak potrzebnych w szkole.

Takie studia są ostatnią deską ratunku przed nadmierną liczbą wakatów?

– Po tym, jak musiałam prosić o pomoc trzech emerytów, bo do połowy października nikogo nie znalazłam, oraz po tym, jak wyglądały rozmowy z młodymi ludźmi, którzy odpowiedzieli na nasze ogłoszenia o pracę, wiem, jak trudno jest znaleźć kogokolwiek. Młodzi nie kontynuują rozmowy, kiedy słyszą o wysokości pensji.

Komentują wysokość zarobków?

– „Dziękuję za rozmowę” i rozłączają się. Na tym kończą się moje próby. Od trzech lat nie mam nikogo zainteresowanego praktykami zawodowymi, przed laty mieliśmy po 8-10 studentów rocznie, a nawet więcej. Pozyskiwanie dodatkowych kwalifikacji przez nauczycieli pasjonatów jest obecnie jedynym sposobem na wypełnienie luk kadrowych, w ten sposób pozyskuję m.in. trzech nauczycieli współorganizujących kształcenie. W szkole zostali już tylko pasjonaci. Z ich pomocą uzupełniam braki w edukacji dla bezpieczeństwa, wiedzy o społeczeństwie, fizyce, chemii.

Etatem dla fizyka nie da się nikogo przyciągnąć?

– Nie ma etatu. W szkole mamy 10 godzin dla fizyka. Niedługo odejdzie plastyk. Średnia wieku kadry pedagogicznej rokuje naprawdę źle. W ciągu roku  dwóch lat z mojej szkoły odejdzie na emeryturę ośmiu z 49 nauczycieli. Na prawie 50-osobową kadrę nauczycieli początkujących mam dziś sześcioro.

Czy młodzi nauczyciele myślą o zawodzie w dłuższej perspektywie?

– Mają bardzo pozytywne podejście do zawodu, jestem przekonana, że zostaną. Im praca z dziećmi autentycznie sprawia radość. Żadna zawierucha systemowa nie powinna im przeszkodzić w planach zawodowych, tyle tylko, że takich pasjonatów jest coraz mniej. Co mamy tu i teraz, wszyscy widzimy. Martwi mnie, że nikt nie zastanawia się, co będzie dalej, bo mówienie, że trzeba będzie zwolnić 100 tys. nauczycieli kompletne nie ma sensu.

W takiej atmosferze minister edukacji zapowiada, że zamierza zlikwidować Kartę Nauczyciela, czyli jeden z ostatnich elementów stabilizujących pracę w zawodzie. Czy pozbawienie nauczycieli Karty mogłoby oznaczać całkowitą destabilizację szkół?

– Z pewnością. Karta Nauczyciela reguluje sprawy, których nie reguluje Kodeks pracy. Trudno sobie nawet wyobrazić, jakie może wywołać skutki jej likwidacja. Jeżeli nie będzie dokumentu prawnego, który reguluje pracę nauczyciela, to mogłoby nawet oznaczać, że będziemy mieli do czynienia z zupełnie innym rodzajem pracy i zatrudnienia.

Karta chroni przed różnymi zakusami. Reguluje różne aspekty życia nauczycielskiego. Cokolwiek o niej mówić, daje poczucie bezpieczeństwa, możliwość długofalowego planowania pracy w tym zawodzie.

A to, co słyszymy, może oznaczać różnicowanie pensji, np. w zależności od tego, ilu uczniów nauczyciel będzie miał w klasie albo czy będzie pracował w małej czy dużej miejscowości, na wsi czy w mieście. To jest nie do przyjęcia.

(…)

Jesteście zmęczeni, ale jednocześnie te wszystkie zmiany Was zahartowały?

– Jakoś się przyzwyczailiśmy, oświata jest od dawna poddawana próbom i traktowana po macoszemu, a to, co mamy teraz, jest konsekwencją działań także poprzednich rządów. Nikt nie bada tego, co dzieje się w szkole, nikt nas o nic nie pyta, a nauczyciele są wyśmiewani, stawiani pod ścianą i szantażowani emocjonalnie. Nie ma jasnego, rzetelnego obrazu naszej pracy ani tego, jak funkcjonuje obecnie szkoła. To jest o tyle dziwne, że tych wszystkich polityków, którzy obecnie nami rządzą, przecież ktoś wyuczył. Jednego jestem pewna, likwidacja Karty będzie oznaczała brak jakichkolwiek hamulców, bo samorządy są zbyt obciążone różnymi wydatkami, żeby same udźwignęły edukację.

Kto na tym wygra?

– Na pewno nie wygra edukacja. Ostatnio rozmawiałyśmy z koleżanką, że jak zaczynałyśmy pracę w szkole, to minister edukacji był tak abstrakcyjną postacią, że nawet się specjalnie nie zastanawiałyśmy, jakie akty prawne nam szykuje, po prostu robiłyśmy swoje – to, co do nas należało. Nie wiem, czy to było dobrze, czy źle, ale polityki w edukacji było bez porównania mniej. Obecnie politycy zrobili sobie z edukacji kartę przetargową.

Dziękuję za rozmowę.

***

Przedstawiamy fragmenty wywiadu opublikowanego w GN nr 17-18 z 26 kwietnia – 3 maja br. Całość w wydaniu drukowanym i elektronicznym – https://e.glos.pl 

Łączna liczba wyświetleń