Edward Laskowski
Honorowy Prezes Oddziału
Związku Nauczycielstwa Polskiego
w Wolsztynie
w Wolsztynie
Życiorys
Edward Laskowski urodził
się 21 lipca 1938 r. w Trójcy nad rzeką Prut, powiat Śniatyń,
województwo stanisławowskie. Do wybuchu II wojny światowej ziemie
te wchodziły w skład II Rzeczypospolitej. Okres wojny na Kresach
był szczególnie bolesny dla wielu polskich rodzin. Po wejściu
Armii Czerwonej nastąpiły masowe wywózki polskiej inteligencji w
głąb państwa radzieckiego, do jego części azjatyckiej. Później
po wkroczeniu wojsk niemieckich na te tereny, w latach 1941 – 1944,
rodzice Edwarda naocznie przeżywali holokaust polskich Żydów. Po
kolejnym wkroczeniu wojsk sowieckich w 1944 r. jego ojca Józefa i
wszystkich mężczyzn zdolnych do służby wojskowej wcielono do I
Armii Wojska Polskiego po dowództwem gen. Zygmunta Berlinga. W
polskich domach na Kresach zostały samotne bezbronne kobiety, dzieci
i starcy. Rozpoczął się okres fanatycznej i bestialskiej
eksterminacji ludności polskiej przez nacjonalistów ukraińskich
spod znaku OUN-UPA. 23 października 1944 r. „przyszła kolej” na
Polaków w Trójcy. W okrutny sposób zamordowano tu 68 Polaków, w
tym kilkanaścioro małych dzieci. Spalono polskie domy i zagrody.
Zabito 12 członków rodziny Edwarda. Z matką Antoniną udało mu
się uciec przed siepaczami na drugą stronę rzeki, do miasteczka
Zabłotowo. Tutaj ukrywał się razem z matką przez kilka tygodni w
stogach siana i kukurydzy stojących na polach. Zimę spędził wraz
z uratowanymi Polakami z okolicznych polskich wiosek w ogromnej hali
fabrycznej wytwórni papierosów w Zabłotowie. Pod koniec marca 1945
r. nastąpiła repatriacja na tzw. Ziemie Odzyskane. Podróż w
wagonach towarowych trwała kilka tygodni. W ostatnich dniach
kwietnia dotarli do Wolsztyna. Powiatowy Urząd Repatriacyjny
zakwaterował repatriantów w dawnym obozie jenieckim w Komorowie. Z
końcem maja Edward z matką i trzema rodzinami dostali przydział do
małego domku na skraju wsi Jabłonna. Tutaj Edward zaczął edukację
szkolną. W 1950 r. brał udział w strajku szkolnym uczniów
protestujących przeciwko zniesieniu święta 3 Maja. Szkołę
podstawową ukończył w 1952 r. W 1956 zdał maturę w Liceum
Ogólnokształcącym w Wolsztynie. W szkole duży wpływ na niego
mieli profesorowie Kresowiacy: Leon Trzeciakiewicz – matematyk,
Tadeusz Marcinkiewicz – chemik (prowadził wspaniałe zajęcia w
pracowni fotograficznej), Jan Makarski – matematyk.
Po ukończeniu
rocznego Kursu Kwalifikacyjnego dla Nauczycieli w Sulechowie i zdaniu
matury pedagogicznej rozpoczął pracę w zawodzie nauczycielskim w
Szkole Podstawowej w Rakoniewicach. 25 grudnia 1959 r. zawarł
związek małżeński z nauczycielką Danutą Patalas
(rakoniewiczanką). Z tego związku przyszło na świat czworo
dzieci: Włodzimierz: (1960), Marek (1962), Hanna (1966) i Piotr
(1976).
Edward Laskowski
w latach 1963 – 1974 pełnił funkcję wizytatora metodyka
przedmiotowego, najpierw w Powiatowym Ośrodku Metodycznym w
Wolsztynie, a później w Ośrodku Doskonalenia Nauczycieli w
Poznaniu i Kuratorium Oświaty i Wychowania w Poznaniu. W 1966 r.
uzyskał dyplom magistra matematyki i fizyki w Wyższej Szkole
Pedagogicznej w Katowicach. Aktywnie działał w tym czasie w Klubie
Nauczycieli Nowatorów. Zorganizował pierwszą klasopracownię
matematyczną w powiecie wolsztyńskim. Eksponował wiele
oryginalnych pomocy naukowych na wystawach postępu pedagogicznego w
Poznaniu. Był koordynatorem Telewizyjnego Studium Nauczania
Początkowego Matematyki dla kilku powiatów, w tym wolsztyńskiego.
Był wykładowcą i kierownikiem naukowym centralnych i okręgowych
kursów dla nauczycieli matematyki i wizytatorów matematyki w
Krakowie, Nowym Sączu, Koninie, Kole i Poznaniu. W okresie 1975 –
1976 pełnił funkcję Gminnego Dyrektora Szkół w Wielichowie, a
następnie w latach 1977 – 1979 funkcję Gminnego Dyrektora Szkół
w Rakoniewicach. W latach 1979 – 1984 był kierownikiem Rejonowego
Ośrodka Postępu Pedagogicznego w Wolsztynie. Urządził wówczas
nowoczesną pracownię audiowizualną wykorzystywaną przez
nauczycieli i kadrę kierowniczą. W tym okresie organizował
rejonowe i wojewódzkie sesje postępu pedagogicznego, w których
uczestniczyło wielu nauczycieli z gmin: Wolsztyn, Siedlec, Zbąszyń,
Zbąszynek i Kargowa. Udostępnił nauczycielom bogatą kartotekę
nagrań szkolnych audycji radiowych, zbiory testów, konspektów i
odczytów pedagogicznych. W okresie 1984 – 1989 piastował funkcję
inspektora szkolnego w Wolsztynie. Wspólnie z zastępcą inspektora,
Ryszardem Kurpem i dyrektorem MZEAS – Leonardem Borowczakiem, dbał
o prawidłową działalność placówek oświatowo-wychowawczych, o
rozbudowę i budowę nowych obiektów oświatowych (m.in. SP nr 2, SP
nr 5).
1 października
1989 r. przeszedł na emeryturę, po 32 latach pracy w zawodzie
nauczycielskim. Jednak nadal był związany z oświatą wolsztyńską.
Pracował w niepełnym wymiarze godzin w Bibliotece Pedagogicznej w
Wolsztynie. Był inicjatorem i autorem projektu zmian w sieci
szkolnej oraz wprowadzenia gimnazjów w gminie Wolsztyn, przyjętego
przez samorząd gminy, społeczeństwo i kuratorium bez żadnych
zastrzeżeń.
Funkcję prezesa
wolsztyńskiego Oddziału Związku Nauczycielstwa Polskiego objął w
1994 r. W 1995 r. zorganizował Obchody Jubileuszu 90 – lecia ZNP.
Czynnie pomaga nauczycielom w zdobywaniu awansu zawodowego,
uczestnicząc w pracach komisji awansu. Podczas wyborów do władz
oddziału ZNP w 2010 postanowił nie kandydować na funkcję prezesa
oddziału. Jednak wybrany do składu Zarządu Oddziału przyjął
funkcję wiceprezesa, którą piastuje do dziś.
Jego pasją jest
fotografika i grafika komputerowa oraz gromadzenie archiwaliów,
dokumentalnych zdjęć, relacji związanych z regionem Rakoniewic,
Wolsztyna, Grodziska. Opracował kilkadziesiąt biografii obywateli
zasłużonych dla Rakoniewic i okolicy. Wiele biografii publikował
na łamach lokalnej prasy (Panorama Grodziska). Jest wiceprezesem
Towarzystwa Miłośników Ziemi Rakoniewickiej im. Michała Drzymały.
Napisał i wydał
następujące książki:
- „Rakoniewice i okolica (fakty, wydarzenia, ciekawostki).
- „Gdzie szum Prutu, Czeremoszu, tam moje korzenie”.
- Album: „Rakoniewice wczoraj i dziś”.
Warto dodać, że
troje dzieci poszło w ślady rodziców i ukończyło wyższe
magisterskie studia pedagogiczne, pracując w szkołach na terenie
Wolsztyna. Włodzimierz przez pewien czas uczył matematyki w Zespole
Szkół Specjalnych, obecnie posiada własne przedsiębiorstwo. Marek
jest dyrektorem Szkoły Podstawowej we Wroniawach, też magister
matematyki. Hanna Stęsik -magisterium nauczania początkowego i
licencjat z filologii polskiej, uczy w Szkole Podstawowej nr 3 w
Wolsztynie.
Za swoją pracą
pedagogiczną i społeczną wielokrotnie był wyróżniany nagrodami
kuratora i naczelnika gminy Wolsztyn. Został uhonorowany m.in.:
Złotym Krzyżem Zasługi, Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia
Polski, Medalem Komisji Edukacji Narodowej, Złotą Odznaką ZNP,
Medalem za Rozwój Województwa Wielkopolskiego, wpisem do Złotej
Księgi Zasłużonych dla Oświaty Zielonogórskiej.
Źródło:
Wolsztyński słownik biograficzny
Czesław Olejnik
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Niezwykłe spotkanie po 74 latach
w Trójcy (Kresy Wschodnie)
Edward laskowski
Edward laskowski
Dzięki
uprzejmości Pana Starosty Wolsztyńskiego Ryszarda Kurpa i osób towarzyszących
delegacji do władz samorządowych w Lityniu również brałem udział w tym wyjeździe.
Poprosiłem naszą delegację, by po drodze wstąpić do mojej miejscowości
rodzinnej TRÓJCA – dużej wsi nad Prutem.
W
wieku 16-tu lat Antonina wyszła za mąż za Józefa Laskowskiego za zgodą i
błogosławieństwem „babci Kajci” i jej córki Mici. Rodzice zamieszkali w starym
domu na skraju Trójcy. Dziedziczka pomagała im w remoncie domu, darowała na
zagospodarowanie prosiaka, drób i młodą jałówkę. W lipcu 1938 r. na świat
przyszedł Edward, autor tej opowieści. Moją chrzestną była właśnie Myszka
(wówczas jeszcze panna). Do Sakramentu Chrztu Św. w kościele parafialnym w
Zabłotowie jechałem karetą Dobków. Myszka (moja chrzestna) wyszła wkrótce za
mąż za Mieczysława Wartanowicza. W maju 1939 r. urodziła się im córeczka
Katarzyna.
I
od tego momentu zaczęła się kolejna niezwykła i bardzo tragiczna historia.
Wybuchła II wojna światowa. Po 17 września 1939 r. na Kresy wdarła się
bezwzględna Armia Sowiecka, której ofiarami w pierwszej kolejności padali
polscy właściciele ziemscy (wywózki na Sybir). W połowie września właściciele
dworu w Trójcy (babcia Kajetana Zadurowicz, Myszka Wartanowicz
z trzymiesięczną Kasią i innymi członkami rodziny) opuścili majątek i przedostali się do Rumunii. Wyposażenie dworku zostało ograbione (zastawy srebrne, meble, pamiątki rodzinne).
z trzymiesięczną Kasią i innymi członkami rodziny) opuścili majątek i przedostali się do Rumunii. Wyposażenie dworku zostało ograbione (zastawy srebrne, meble, pamiątki rodzinne).
A jednak!
W
1992 r. ocaleni mieszkańcy Trójcy postawili pomnik na zbiorowej mogile
pomordowanych Polaków. Od tego czasu co 2-3 lata wraz z żoną Danutą odwiedzamy
moją wieś rodzinną. Za każdym razem chodziłem po domach Ukraińców i zbierałem
przedwojenne zdjęcia byłych mieszkańców – Polaków, ich domy, archiwalne zdjęcia
dworu Dobków, potem ich ruiny, zdjęcia kościoła parafialnego w Zabłotowie, w
którym Rodzice brali ślub, a ja byłem ochrzczony,
a który po wojnie Sowieci zamienili na magazyn soli i nawozów, zabytkowy polski cmentarz
i piękną kaplicę grobową Jaxów-Dobków z herbem Gryf. Odnalazłem też zdjęcia mojej Mamy, Ojca i małego wówczas Edzia (mnie). Efektem tych wyjazdów, zgromadzonych materiałów, zdjęć
i wywiadów było wydanie mojej skromnej książki pt.: ”Gdzie szum Prutu, Czeremoszu tam moje korzenie” adresowanej do moich dzieci i Kresowiaków rozsianych po całym świecie, między innymi do Anglii.
a który po wojnie Sowieci zamienili na magazyn soli i nawozów, zabytkowy polski cmentarz
i piękną kaplicę grobową Jaxów-Dobków z herbem Gryf. Odnalazłem też zdjęcia mojej Mamy, Ojca i małego wówczas Edzia (mnie). Efektem tych wyjazdów, zgromadzonych materiałów, zdjęć
i wywiadów było wydanie mojej skromnej książki pt.: ”Gdzie szum Prutu, Czeremoszu tam moje korzenie” adresowanej do moich dzieci i Kresowiaków rozsianych po całym świecie, między innymi do Anglii.
I
tu zaczęła się nowa, niesamowita historia w moim życiu. Moja książka dostała
się w ręce pani Katarzyny Wartanowicz zamieszkałej w Anglii – córki mojej
chrzestnej. Była bardzo poruszona treścią i zdjęciami, bo między innymi
napisałem o historii już wspomnianej wyżej. Odnalazła mój adres i rozpoczęła
się wzruszająca korespondencja przez Internet. Pragnęła bardzo spotkać się ze
mną tam, w Trójcy, by stanąć na rodzinnej ziemi swoich rodziców, dziadków i
pradziadków. Po wielu konsultacjach ustaliliśmy spotkanie w Kołomyi, Zabłotowie
i Trójcy
w dniach 12-13 sierpnia 2013 r. Wracam więc do początku tej opowieści, by wytłumaczyć teraz wszystkim, dlaczego tak usilnie prosiłem Pana Starostę, aby tak zaplanował rewizytę w Lityniu, żebym mógł razem z delegacją odwiedzić moją wieś rodzinną i spotkać się, po raz pierwszy po 74 latach z córką mojej chrzestnej – Katarzyną Wartanowicz (po mężu Emerton).
w dniach 12-13 sierpnia 2013 r. Wracam więc do początku tej opowieści, by wytłumaczyć teraz wszystkim, dlaczego tak usilnie prosiłem Pana Starostę, aby tak zaplanował rewizytę w Lityniu, żebym mógł razem z delegacją odwiedzić moją wieś rodzinną i spotkać się, po raz pierwszy po 74 latach z córką mojej chrzestnej – Katarzyną Wartanowicz (po mężu Emerton).
I
to było kolejne niesamowite i wzruszające spotkanie. Kasia z mężem Filipem
(Anglik – ni w ząb po polsku) przylecieli do Lwowa samolotem i wynajętym
kierowcą dojechali do Kołomyi, do hotelu Pisanka. Przywitaliśmy się jak starzy
przyjaciele. Kasia opowiedziała mi dalsze losy
po przekroczeniu we wrześniu 1939 r. granicy Rumunii. Cała rodzina mieszkała wpierw w obozie rumuńskim do lutego 1940 r. w antysanitarnych warunkach. Polskie władze w Rumunii wysłały polskie rodziny, w tym właścicieli dworu w Trójcy, do Algierii do tzw. kolonii emigracyjnej, która trwała do 1945 r. Mieszkali w schroniskach, w dużych salach, gdzie brak było rodzinnej intymności. Tutaj zmarła prababcia Kasi – Kajcia Zadurowicz. W obozie czynne były polskie przedszkola, szkoły, kursy językowe i chóry. Potem dalsza wędrówka to Włochy, Francja i ostatecznie Anglia. Losy Kasi trochę podobne do moich.
po przekroczeniu we wrześniu 1939 r. granicy Rumunii. Cała rodzina mieszkała wpierw w obozie rumuńskim do lutego 1940 r. w antysanitarnych warunkach. Polskie władze w Rumunii wysłały polskie rodziny, w tym właścicieli dworu w Trójcy, do Algierii do tzw. kolonii emigracyjnej, która trwała do 1945 r. Mieszkali w schroniskach, w dużych salach, gdzie brak było rodzinnej intymności. Tutaj zmarła prababcia Kasi – Kajcia Zadurowicz. W obozie czynne były polskie przedszkola, szkoły, kursy językowe i chóry. Potem dalsza wędrówka to Włochy, Francja i ostatecznie Anglia. Losy Kasi trochę podobne do moich.
Jeszcze
tego dnia (dość zmęczeni długą podróżą oni i my) zwiedziliśmy centrum Kołomyi,
polski kościół parafialny, bardzo ciekawe Muzeum Huculszczyzny „Pisanka” (pod
troskliwą opieką nauczycielki języka polskiego w polskiej szkole
sobotnio-niedzielnej – pani Ireny Hułaj).
Przed Muzeum „Pisanka” (obok
mnie Kasia,
za nią jej mąż Filip), obok
Kasi nasza przewodniczka Irena,
pozostali to osoby znane
Jednak
dla Kasi, dla mnie i moich wspaniałych Kolegów najważniejszy był wtorek. Wpierw
był Zabłotów. Czekała na nas grupka Polaków w przedszkolu (tuż przy polskim
kościele) prowadzonym dla dzieci ukraińskich przez Siostry Felicjanki.
Wręczyliśmy sporo darów dla dzieci. Zwiedziliśmy ładnie urządzone sale zajęć.
Siostra Michalina i ksiądz wikariusz przygotowali wspaniały tort, placek i
kawę.
Migawki z
przedszkola w Zabłotowie
Pani Duśka i Hanka (mieszkanki Zabłotowa) zaśpiewały polskie piosenki patriotyczne. Było wiele wzruszeń. Potem przeszliśmy do pobliskiego kościoła parafialnego mozolnie przywracanego do swojej pierwotnej świetności. I tu było sporo łez, bo nasi rodzice i dziadkowie - Kasi i moi, brali tu ślub, a my byliśmy tu ochrzczeni.
Tak wyglądał zdewastowany kościół w 1992 r. (zwrócony katolikom)
Świątynia wraca do pierwotnej świetności
Stąd
udaliśmy się na bardzo stary polski cmentarz w Zabłotowie. Mieszkańcy z wielkim
wysiłkiem finansowym odnowili wiele grobowców i nagrobków oraz kaplicę grobową.
Dla Katarzyny Wartanowicz ogromnym przeżyciem było wejście do odnowionej kaplicy grobowej jej przodków. Wnętrze kaplicy odnowione, wiele obrazów, ikon i kwiatów. Na ścianie oryginalna tablica – epitafium Jaxów Dobków. Kaplica została w maju tego roku otynkowana. Pod kaplicą znajduje się grobowiec rodziny Dobków herbu Gryf. Moi Koledzy z zadumą zatrzymywali się przy wiekowych grobowcach i nagrobkach.
Wpis
pamiątkowy
Fragment polskiego
cmentarza
z widokiem na kościół parafialny
z widokiem na kościół parafialny
Stąd
pojechaliśmy wszyscy razem do mojej i Kasi wsi rodzinnej – Trójcy rozłożonej
wzdłuż Prutu. Na samym końcu wsi stał tu przepiękny dworek Dobków, Wartanowiczów,
Zadurowiczów, Abrahamowiczów (to byli polscy Ormianie!).
Tak wyglądał dworek Dobków do 1939 r.
- dzisiaj nie ma po nim znaku. Tylko
betonowo-asfaltowy plac, na którym po wojnie był park maszynowy tutejszego
kołchozu. Chodziliśmy po tym placu w milczeniu i gorzkim wyrzutem pod adresem
tych, co zamazywali ślady polskości na każdym kroku.
Dla Katarzyny był to najważniejszy moment pobytu na ziemi swoich przodków. Była przygnębiona i rozczarowana dokonanymi dewastacjami dworu, budynków gospodarczych, ogrodu i sadu.
Kolejny etap podróży, to odwiedzenie grobowca rodziny Abrahamowiczów na przycerkiewnym cmentarzu (odnalazłem ten grobowiec kilka lat wcześniej). Kasia wyjaśniła, że pierwsi właściciele Trójcy (Ormianie) byli grekokatolikami, dlatego byli grzebani przy cerkwi. Zwiedziliśmy też przebogatą drewnianą cerkiew.
Blisko cerkwi mieszkał mój dziadek Feliks Laskowski. Prowadził warsztat tkacki. Nacjonaliści ukraińscy w tym domu zamordowali dziadka przy krosnach, dwie jego wnuczki i dziecko ukraińskie (przez pomyłkę). Dom ograbili a potem spalili.
Dzisiaj zachowały się jeszcze
fundamenty domu. Byliśmy tu razem, zapaliliśmy znicz na fundamencie spalonego
domu.
W
drodze powrotnej zatrzymaliśmy się w miejscu dla mnie najważniejszym.
Stanęliśmy razem nad zbiorową mogiłą pomordowanych 80 Polaków.
Pod krzyżem pan Starosta Kurp złożył wieniec z
biało-czerwonych kwiatów, a każdy z nas zapalił znicz pamięci. Tutaj jest
pochowanych 12 członków mojej rodziny z dziadkiem Feliksem. Nad tą mogiłą
odżywa pamięć o tragicznym dniu 23 października 1944 r., dniu mordu Polaków
przez banderowców.
Pamiętamy o
męczennikach
Tuż za Trójcą na łąkach Chomowa
pokazałem miejsce pomordowanych około 300-u Żydów przez hitlerowców i
nacjonalistów ukraińskich.
Stoi tam obelisk fundacji gminy
żydowskiej, ale jest niewidoczny, bo wokół posadzono drzewa i krzewy (zdjęcie
archiwalne)
Wróciliśmy
do hotelu w Kołomyi i tutaj, pełni wrażeń, smutnych wspomnień, wielu łez, w
godzinach wieczornych pożegnaliśmy się z Katarzyną Wartanowicz – Emerton i jej
mężem Filipem. To był epilog naszego niezwykłego spotkania po 74 latach.
W
środę rano wyruszyliśmy z naszą grupą Wolsztyniaków w kierunku Litynia. Kasia z
mężem jeszcze raz wróciła do Zabłotowa, by obfotografować kościół i kaplicę
rodową Dobków, a potem odwiedzić majątek i resztki dworu krewnych w Dźwiniaczu
koło Zaleszczyk.
Na koniec tych wspomnień zamieszczam
piękny wiersz, który przed wieloma laty znalazłem zapisany na pożółkłych
kartkach pamiętnika mojej Mamy. To nie Ona go napisała, ale przebijała w nim
tęsknota za utraconym domem rodzinnym w Trójcy. Nie było Jej dane odwiedzić
naszego domu, naszej wsi, naszego dworu, naszej zbiorowej mogiły pomordowanych
Polaków, ale swoją tęsknotę zaszczepiła w swoich dzieciach, szczególnie w
najstarszym synu, który spełnia Jej marzenia. Nie znam autora tego wiersza, ale
chyba też urodził się na utraconych Kresach.
Nad Prutem
Nad
wartkim Prutem leży wieś w dolinie,
Na wzgórzu domek – szlachecki dom
stary,
Z gankiem, z ogródkiem i bramą, gościnnie
Otwartą zawsze. Nad nim dąb konary
Zawiesił szeroko – dalej na jedlinie
Bocianie gniazdo, a dalej czahary,
Gdzie nieraz trąbki rozmawiają z
echem,
Grają ogary, piorunują strzały;
Dokoła pola – to pokuckie pola,
Szemrzące kłosem, pełne miodu woni.
Wzdłuż, jako zajrzy źrenica sokola;
Tu wiatr do snu łan pszenicy kłoni,
Tam czarnym morzem płynie czarna
rola.
A wszędzie tęskna nutka dzwoni
Dum huculskich, dum ukraińskich
.........
A dzisiaj
?..............................
Dom chyli się do końca,
dąb schnie od wierzchołka,
Ogród w las się zamienił,
a woda w szuwary,
Gdzie dawniej staw szeroki,
dziś wilgotna łąka,
Każdy kąt teraz cichszy,
obcy, bardziej szary.
Woda płynąca Prutu uniosła widoki
Dawniejsze na swej szklistej powłoce
odbite,
Nic nie zostało z tego – tylko te obłoki
Zawsze w stado pierzaste i
pierzchliwie zbite
I znów są to
Dalekie obszary marzeń,
Doliny srebrne, zieleni i rdzy,
Gdzie jaśmin i światła gwiazd, i
ptaków loty,
I prędkie, skubnięte szczęście,
Dzień w dzień,
Noc w noc –
- To główny motyw !
Na
koniec pragnę z całego serca podziękować Panu Staroście i towarzyszącej
delegacji za umożliwienie mi pobytu na mojej rodzinnej ziemi i spotkania z
córką mojej chrzestnej – Katarzyną Wartanowicz – Emerton. Również w jej imieniu
głębokie podziękowania dla moich Kolegów.
Opracował:
Edward Laskowski
Rakoniewice
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Platynowy Jubileusz
Państwa Danuty i Edwarda Laskowskich
4 stycznia 2015 roku 55 rocznicę zawarcia związku małżeńskiego obchodzili
Państwo
Danuta i Edward Laskowscy
Uroczysta Msza św. jubileuszowa odbyła się w kościele parafialnym w Jabłonnej.
w szczęściu i radości lat złożyli m.in. wicestarosta wolsztyński Ryszard Kurp z małżonką oraz prezes i wiceprezes wolsztyńskiego oddziału
Związku Nauczycielstwa Polskiego
Sławomir Wieczorek i Anna Ciesielska
Poniżej zamieszczamy kilka zdjęć z uroczystej Mszy św. Jubileuszowej
oraz informacje dotyczące związku Państwa Laskowskich z parafią w Jabłonnej przekazane wiernym podczas Mszy przez księdza Proboszcza Stanisława Wieszczecińskiego
Poniżej zamieszczamy kilka zdjęć z uroczystej Mszy św. Jubileuszowej
oraz informacje dotyczące związku Państwa Laskowskich z parafią w Jabłonnej przekazane wiernym podczas Mszy przez księdza Proboszcza Stanisława Wieszczecińskiego
Ksiądz
Proboszcz Stanisław Wieszczeciński
Księże Proboszczu. Często pytają nas
mieszkańcy Jabłonnej, szczególnie mnie, co nas wiąże z kościołem parafialnym
pw. NSPJ w Jabłonnej widząc nas na prawie każdej Mszy Św. w soboty i święta.
Dzisiaj jest okazja „wytłumaczyć się” Proboszczowi, parafianom, moim dzieciom i
wnukom, dlaczego ta świątynia jest mi bardzo bliska i droga.
-Tutaj
w maju 1945 roku do Jabłonnej zostałem siłą repatriowany
z Kresów Wschodnich z Mamą Antoniną.
z Kresów Wschodnich z Mamą Antoniną.
-Tutaj
rozpocząłem naukę w klasie I w salce parafialnej znajdującej się na dzisiejszym
probostwie (teraz jest tu biuro parafialne). W śnieżnej zimie nasza
nauczycielka p. Bogdańska wyprowadzała nas przed probostwo,
w ramach gimnastyki poleciła położyć się plecami na śniegu i wymachiwać rękoma i nogami odciskając znak „Orła Białego”. Właśnie wtedy uczyła nas wiersza Bełzy” „Kto ty jesteś – Polak mały, jaki znak twój – Orzeł Biały…”
w ramach gimnastyki poleciła położyć się plecami na śniegu i wymachiwać rękoma i nogami odciskając znak „Orła Białego”. Właśnie wtedy uczyła nas wiersza Bełzy” „Kto ty jesteś – Polak mały, jaki znak twój – Orzeł Biały…”
-
Tutaj przez kilka lat byłem ministrantem (za ks. M.Samolińskiego).
Ministrantury po łacinie uczył nas najstarszy ministrant ś.p. Feliks Janowicz
z Wioski.
z Wioski.
-
Tutaj dość często podczas Mszy, jako ministranci, „kalkowaliśmy” miechy
dmuchające w piszczałki organów kościelnych, co było dość uciążliwe.
-Tutaj
na tarasie probostwa Leoś Todek uczył nas za drobną opłatą (jakieś grosze, albo
owoce, albo cukierki) jeździć na rowerze.
-
Tutaj 22 czerwca 1948 roku przystąpiłem do I Komunii Św. (za ks. M.Samolińskiego).
-
Tutaj podczas budowy prezbiterium i dwóch zakrystii nosiłem
z kolegami cegły na rusztowania dla murarzy z Wioski.
z kolegami cegły na rusztowania dla murarzy z Wioski.
-
Tutaj byli ochrzczeni i bierzmowani moi trzej bracia.
-
Tutaj byłem świadkiem działalności zbrojnego podziemia „żołnierzy wyklętych” w
Jabłonnej. Jako ministrant uczestniczyłem w pochówku jednego z nich na polskim
cmentarzu parafialnym.
-
Tutaj w maju 1950 r. z uczniami klas V-VII strajkowałem przeciw zniesieniu
Święta 3 – Maja. Strajk zainicjowali ministranci.
-
Tutaj musieliśmy iść przez wieś w pochodzie 1-majowym skandując hasła ”Stalin –
Bierut – Lenin”. A myśmy krzyczeli „Stale – Biorą - Lenie”.
-
Tutaj jako uczeń w klasie V (izba naprzeciw kościoła) doznałem pierwszego
zniewolenia nowego ustroju, bo na lekcji uklękliśmy widząc przez okna księdza z
Panem Jezusem idącego do chorego, a nauczyciel nas za to zrugał; kazał wstać,
bo przeszkodziliśmy w prowadzeniu lekcji.
-
Tutaj w klasie V zachorowała bardzo poważnie (Heine-Medina) moja koleżanka
Jadwiga Pawlicka, do szkoły już nie wróciła. Po wielu latach, niesprawnej Jadzi
na wózku inwalidzkim, pomogłem przenieść się
z nieludzkich warunków do specjalnie przygotowanego mieszkania w byłej „czerwonej szkole”. Miała blisko księdza, siostry zakonne i nas. Po przeniesieniu jej do Domu Opieki Społecznej „Caritas” w Wolsztynie opiekowałem się nią aż do śmierci.
z nieludzkich warunków do specjalnie przygotowanego mieszkania w byłej „czerwonej szkole”. Miała blisko księdza, siostry zakonne i nas. Po przeniesieniu jej do Domu Opieki Społecznej „Caritas” w Wolsztynie opiekowałem się nią aż do śmierci.
-
Tutaj w kościele modlili się moi Rodzice. Są pochowani na pobliskim cmentarzu.
Obok nich leży wielu Kresowiaków z mojej rodzinnej wsi Trójca. Zapalamy znicze
na ich grobach. Organizuję co dwa lata Zjazdy Rodzin Kresowych i ich Sympatyków.
Spotykamy się w tej świątyni na wspólnej modlitwie w ich intencji.
-
Uczestniczę w ważniejszych wydarzeniach Kościoła i parafii (dokumentowanie
remontów, poświęcenie Krzyża w Blinku, jubileusze kapłanów z parafii Jabłonna,
itp.)
-
Gromadziłem wiele dokumentów, zdjęć, relacji parafian o życiu religijnym i
społecznym z okresu przedwojennego i dnia dzisiejszego. Owocem tego było
wydanie skromnej publikacji „Miejscowości parafii Jabłonna dekanatu
grodziskiego”. W kruchcie naszego kościoła zamieszczony jest mój krótki opis
historii naszej świątyni.
Myślę,
że to są główne powody, dla których ta świątynia jest dla nas ważniejsza od
innych.
Edward i Danuta Laskowscy
Rakoniewice
P.S.
Nasza
rodzina to:
-
czwórka dzieci (trzech synów i córka),
-
dziesięcioro wnuków (6 wnuków i 4 wnuczki),
-
trzy prawnuczki.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Kilka słów wspomnieniowych
do zebranych
55
lat to dla nas jubilatów bardzo krótki czas i przeleciał jak dzisiejsze
Pendolino. Mimo, że krótki, to zawiera w nim wiele wspomnień tych dobrych,
wspaniałych, nieraz smutnych.
55
lat temu byliśmy tacy młodzi, jak wy – wnukowie, a nawet młodsi. Żona Danuta
miała zaledwie 19 lat, a ja 21 lat. Mieliśmy podobne do waszych marzenia i
nadzieje. Chcieliśmy tworzyć szczęśliwe małżeństwo, udane, zdrowe i mądre
dzieci (wpierw miała być córka Hania, potem chłopcy, ale było na odwrót).
Pragnęliśmy wam stworzyć atmosferę silnej więzi rodzinnej, częstych kontaktów z
ich dziadkami, wujostwem w Jabłonnej i na leśniczówce.
Wpajaliśmy
wam miłość i szacunek do przyrody, do lasu, do zwierząt
i ptactwa, nawet do zbierania grzybów, jagód i kolorowych liści. Nie wspomnę o wędkarstwie i rybach. To dla was mieliśmy Azę, z którą Marek spał i jadł
z jednego talerza. Dzisiaj Włodek, Marek i Hania też mają swoje ukochane psy, nawet koty lub kanarki. Mieliśmy dla was króliki, które później uwielbiał mały Kubuś, Michał i Tomek. Zamiłowanie i doświadczenie do pielęgnacji naszego ogródka przejął szczególnie Marek.
i ptactwa, nawet do zbierania grzybów, jagód i kolorowych liści. Nie wspomnę o wędkarstwie i rybach. To dla was mieliśmy Azę, z którą Marek spał i jadł
z jednego talerza. Dzisiaj Włodek, Marek i Hania też mają swoje ukochane psy, nawet koty lub kanarki. Mieliśmy dla was króliki, które później uwielbiał mały Kubuś, Michał i Tomek. Zamiłowanie i doświadczenie do pielęgnacji naszego ogródka przejął szczególnie Marek.
Uczyliśmy
porządku w domu (słynne dyżury wypisane na meblościance), pracy w pieczarkarni,
pomoc w pracach polowych u dziadka, hodowli prosiaków na naszej działce w
prymitywnej szopce.
Chcieliśmy
być blisko was, waszych rodzin, dzieci i cieszyć się waszymi sukcesami.
Nie
marnujcie żadnego dnia, żadnej godziny dla tworzenia dobra, wzajemnej miłości,
szacunku dla siebie i osób starszych. Tutaj myślę szczególnie o wnukach, dla
których dziadkowie nie będą wieczni. Kochajcie ich, bo tego bardzo potrzebują.
Na
koniec uczcijmy minutą ciszy tych, którzy już odeszli a byli z nami na
poprzednich spotkaniach: wujka Józka Patalasa – męża cioci Agnieszki i wujka
Gerka Klyszczyńskiego – męża cioci Romki.
Życzymy
miłego spotkania, obejrzenia zdjęć, z muzyką przy której można potańczyć.
Pozwólcie,
że na koniec przedstawię Wam naszych najbliższych na dzisiejszym spotkaniu
rodzinnym, bo jest nas coraz więcej.
Rodzice Danuta i Edward
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Podziękowania
Pragnę podziękować ks. proboszczowi za
odprawienie Mszy Świętej w naszej intencji, za ciepłe słowa skierowane do nas i
naszej rodziny.
Dziękuję chórowi kościelnemu i
dyrygentowi z Borui Kościelnej za uświetnienie modlitwy pięknym śpiewem.
Dziękuję moim braciom Marianowi i
Jankowi oraz Józkowi Kowalonkowi – dyrygentowi chóru Nuta w Nutę za pieśni
skierowane do nas – jubilatów.
Dziękuję za udział we Mszy Św. moim
przyjaciołom – Panu Kurpowi Staroście Wolsztyńskiemu z żoną, Panu Wieczorkowi –
Prezesowi ZNP w Wolsztynie z żoną, Pani Ciesielskiej – wiceprezes ZNP w Wolsztynie, całej licznej rodzinie i obecnym parafianom.
Edward Laskowski z żoną Danutą
-------------------------------------------------------------------------------
Artykuł z Tygodnika Nadobrzańskiego "Na Temat" (nr 3(150) z dnia 21 stycznia 2016 r.) zapowiadający wydanie książki "Jabłonna i okolice na przestrzeni dziejów", której autorem jest Honorowy Prezes wolsztyńskiego Oddziału Związku Nauczycielstwa Polskiego Kol. Edward Laskowski.